Lis w moim ogrodzie

This post is also available in: English (angielski)

5.35 rano. Lis odwraca szpiczasty pysk w moją stronę – patrzy na mnie z trzech metrów, niczym cała dzika przyroda, która próbuje przetrwać w tym mieście.

Hej – mówię nieśmiało i natychmiast, trzęsącą ręką, wciskam kod do drzwi na klatkę schodową. Mylę się. Ale za kilka sekund już dzieli nas szyba. Lis posyła mi błysk ze swoich szafranowych oczu. W ciemności czuję smutek. Od kilku dni zastanawiam się, dlaczego się boję.

Jednak w życiu nie zawsze jest tak, jak myślimy. Oddzielamy się od nieprzewidywalnej przyrody, aplikacjami, słuchawkami, planem dnia. Skrolujemy szklane sny w poszukiwaniu odpowiedzi zamiast szukać kierunku w sobie.

Lis już nie raz odwiedzał ten ogród. Zerkałam na niego z balkonu. Czasem mijałam go na rowerze. Widziałam jak biegł za kinem. Ale tym razem nie uciekł. Został we mnie jak wrzesień.

Jesień ofiarowuje mi w sobotę pierwsze babie lato na poręczy. Choć łzy suszyły się na policzkach. Coś do mnie mówi.

Nie powinieneś tracić nadziei,

to jest lekkie do niesienia

zajmuje prawie zero miejsca,

możesz schować to do kieszeni jak paszport

(…)

Nigdy nie wiesz, czy dojdziesz tam,

dokąd zamierzasz

(…)

– śpiewa Kari Bremnes, norweska piosenkarka oraz piękna kobieta. Ma już prawie 70 lat. Pisze niesamowite teksty piosenek. Dopiero je odkrywam.

Lis, pojawił się, żeby mnie obudzić. 

Zdjęcie tytułowe zrobił Erick Mclean.

(Visited 86 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *