Spacer po domu w Galway

This post is also available in: English (angielski)

W kolejną niedzielę lutego nad miastem ćwierkają ptaki. Chociaż w ogóle ich nie widzę, bo idę skrótem przez dworzec autobusowy. Ludzie wylewają się na Eyre Square. A ja wreszcie mam na sobie dżinsową kurtkę, tą podszytą futrem.

Rzeka Corrib pędzi w stronę oceanu tak szybko, że gdy mijam ją na moście Wolfe Tone, kręci mi się w głowie od spienionych fal. Wielobarwne wstążki na metalowej balustradzie tańczą i przywołują tych, którzy zginęli w granatowym bezkresie.

Zdjęcie pochodzi z artykułu Rachel Garvey, która pisze więcej o tragediach kryjących się
za tymi wstążkami w Independent Student News.

W tym samym momencie mijam Galwayczyków różnych kultur.
Wiatr wieje w naszej życiowej przestrzeni niemal bez przerwy. A deszcz kapie po ścianach wynajętych domów. Warto więc wstąpić na obiad do ciepłej kawiarni i odkryć rosół orzechowy z tofu i warzywami.


Czasami mój ruchomy dom ma różowy dach i elewację obrysowaną cienką linią przez przypadkowego artystę. Tak, że słychać psa i chichot miasta, które suszy się po ulewie. Kiedy rano otwieram okno, spotykam lisa twarzą w twarz lisa i zaczynam z nim rozmawiać. Tutaj zawsze znajdzie się wędrowny grajek w trampkach, wygrywający piosenki na banjo, żeby cię podnieść na duchu.

P.S. Nie powinnam się tak uśmiechać na tym zdjęciu, ponieważ ściana w sypialni naprawdę nasiąka od codziennego deszczu. I nie wiem co z tym wszystkim począć. Może Wy mi coś poradzicie?

(Visited 64 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *