Codzienne dzieło sztuki, żeby żyć

This post is also available in: English (angielski)

W naszym ogrodzie na dachu wyrosły wielkie muchomory pomarańczowe i czerwone, posypane nieregularnymi kulkami, które wyglądają jak zwinięte papierki. Gdy listopad zaciąga chmury i włącza całodniowy deszcz, nasze muchomory są jak żywe dzieła sztuki, przebijają się kolorem przez najczarniejsze myśli.


R. struga z drewna łyżki, widelce, łopatki. Potem swoim gościom nakłada nimi sałatki. Uczy tej sztuki innych, jako wolontariusz. A dla siebie ma taką zasadę, że jedną lub dwie godziny przed snem poświęca zawsze na zrobienie czegoś twórczego. Bez problemu znajduje na to czas mimo zajmującej pracy, bo po prostu tego chce. Czuje wtedy, że żyje.


Codzienne wstawanie do pracy przed piątą rano może dobijać i jeszcze trzeba się snuć niezbyt czystym autobusem. Wtedy wystukuje w telefonie wiersze. Zbieram dźwięki, zaspane twarze pasażerów, kolory ich kurtek, czasami coś co zobaczę za oknem. A zdarza się, że ulicami Galway przemknie piękny rudy lis. Filtruję to przez iskry emocji. Ot, takie niepozorne detale wyrwane z kontekstu: kichania, zmęczenia, marzeń, obowiązków, drogi do pracy i z pracy.

– Hej G. – wita mnie S. – Cześć D. – mówi S. do kolegi. Za takie skróty właśnie lubię język angielski. Bo czuję, że pod jedną literą kryje się dzieło sztuki. Chce je odkrywać. Tworzyć. Żyć w tym kołowrotku uważnie. 

(Visited 42 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *