This post is also available in: English (angielski)
Kruk przelatuje z drzewa na drzewo, a ja chcę kontemplować jego aksamitne skrzydła. Tymczasem ptak siada pomiędzy bezlistnymi gałęziami na tle chmur i to on gapi się na mnie. Dlaczego brakuje wiosny? – przełykam myśl wraz z powietrzem i niemal biegnę najdroższą mi ścieżką jakbym uciekała.
W ciemnozielonej Corrib bulgoczą wiry i przypominają mi się słowa starszego Irlandczyka: – Nie radzę Ci pływać w rzece, ona tylko pozornie łagodnie wygląda.
Z daleka dostrzegam, że ochroniarz z uniwersytetu, ma na czole białą przepaskę. Rozbił gdzieś głowę? – myślę. Nie, to maseczka ochronna, wygląda niczym opaska na włosy. Facet stoi w odległości dwóch metrów od samochodu, w którym jest otwarte okno i z kimś rozmawia.
Na chodniku ktoś porzucił plastikowe rękawiczki. Ukradkiem zerkam na lokalik Matta, ma dziś zamknięte chociaż jeszcze dwa dni temu rozmawiał z przechodniami przy kawie.
Na kuchence z lat pięćdziesiątych owsianka gotuje się z dziesięć minuty. Trochę soli, starte jabłko i cynamon.
Dziś smak cynamonu przenika mnie bardziej niż zwykle, jest jak trzy-sekundowe szczęście.
Potem nie czuję już nic tylko widzę cztery suche gruszki na stole, który od sześciu lat jest moim domem. Mam kryzys.
Co sądzisz o tym poście?
Dziękuję za każdy odzew!