This post is also available in: English (angielski)
Och, moje życie zmienia się każdego dnia w każdy możliwy sposób –
śpiewa The Cranberries i młoda koniczyna wyłania się z ciemności. Widzę zrobione z niej butonierki, przypięte do bluz i kurtek przeciwdeszczowych. Bo dziś Święty Patryk sprząta wyspę po zimie.
Zielony kolor miga wszędzie, więc też stroję się w moją nową zieloną sukienkę i ruszam na miasto zdumiona. Przypomina mi się mój pierwszy rok w Irlandii dawno, dawno temu. W marcowy piątek panuje niezwykła radość z największego irlandzkiego święta, które kocha cały świat.
W pubie O’Connell światło jest pomarańczowe, flaga na policzkach Yvi, kotylion we włosach Cecilii, wełniane czapki na głowach czteroosobowej rodziny. Nawet pies ma specjalną wstążkę na obroży.
Deszcz zacina pod kapelusze Leprechaunów, których sporo dziś między nami. Wszyscy czują się swobodnie, bez względu na to, czy piją piwo, czy herbatę. Tęcze malują się w sercach.
A ja cieszę się, że jestem na tej celtyckiej wyspie o zielonych oczach z wiecznie potarganymi włosami. Czuję bryzę , czuję essę, to mój idealny dzień – podpowiada The Cranberries, a mój mąż jak zwykle cyka mi najlepsze fotki.