This post is also available in: English (angielski)
Siadam na kamieniu przy drodze R336 w dolinie Maan. Asfalt jest cichy, a poboczem idzie owca. Jej czarne chude nóżki lekko chwieją się na szarych skałkach. Wypijam łyk kawy z rudego kubka. Brunatne olbrzymy – Maamturk patrzą na mnie łagodnie. Jeszcze przed chwilą wątpiłam w sens bycia. Teraz kontempluję magiczny, czy zwyczajny fragment, który właśnie się wydarza.
Szosa jest grafitowa, Maciek niemal kładzie się na asfalcie, aby zrobić zdjęcie. W beżowych trawach odzywa się świerszcz. Basują mu od czasu do czasu przejeżdżające samochody. Jednak świergotanie ptaków jest dźwięczniejsze i bierze mnie w ramiona. Zakładam nogę na nogę, światło wygładza trudne uczucia, które stają się aksamitne jak błękit w ciepły dzień. Wypijam całą kawę, żółte trampki mocno dotykają ziemi. Ruszam dalej wzdłuż krainy Joyce’a i nie pytam, co będzie, bo droga sama wie, dokąd ma mnie zanieść.
* Kraina Joyce’a – nazwa tego malowniczego i pagórkowatego obszaru przez który płynie też rzeka Joyce’a pochodzi od nazwiska Thomasa Joyce, który przybył do Irlandii z Walii w XIII lub XIV wieku i osiadł na stałe.
Tę krótką refleksję chciałbym zadedykować Darii, życząc jej w najbliższym czasie małej, miłej podróży.
Dzięki, Gosiu! Ta podróż za dwa tygodnie z kawałkiem. Na południe, na okoliczność wieczoru autorskiego, z „Mgnieniami” oraz premiery zaprzyjaźnionego teatru. Twoje życzenia okazały się skuteczne.
Daria, no to strasznie się cieszę z Twojej rychłej podróży i wieczoru autorskiego! 🙂