This post is also available in: English (angielski)
Na błękitnym rowerze, wpasowani w siodełko z mchu, odnajdziemy naszą drogę
W Irlandii już jesień. W Galway, w parku uniwersyteckim, wrzesień pokolorował liście na czerwono, rudo i żółto.
Powietrze jest rześkie, a wiatr przysiadł nad rzeką, by nabrać sił przed zimą. Wrzesień i październik na “celtyckiej wyspie” nie są wcale tak deszczowe. Dają wytchnienie nam po zawsze mokrym sierpniu.
Wyciągam z szuflady kolorowe apaszki i szaliki, a także zaczynam ubierać sukienki, bo jesienią oraz zimą lubię je nosić najbardziej.
Nade wszystko jednak uruchamiam częściej ROWER.
Bo rower to może być dobry sposób na fajny dzień, również gdy zmagasz się z depresją.
Zauważyłam, że to właśnie na rowerze najbardziej przewiewa mi mózg z czarnych myśli. A gdy oglądam szczegóły lokalnego świata z siodełka czuję się idyllicznie.
Nie potrzebuję wcale jechać gdzieś daleko, czasami wystarczy kampus uniwersytecki. Ostatnio pachniało tam świeżo skoszoną trawą. Trzy aksamitne kruki jadły lunch, a zakochane dzikie gęsi lądowały na granatowej wstążce rzeki.
Pojechałam wzdłuż kanału Eglingtona i zjadałam dzień jak naleśniki z wiśniami, kęs po kęsie.
Miłego dnia dla Was, gdziekolwiek jesteście i kiedykolwiek to czytacie!
zjadałam dzień jak naleśniki z wiśniami – cudne 🙂
Dzięki! 🙂 Wczoraj właśnie pożerałam takie naleśniki i tak mi się skojarzyło. 🙂