This post is also available in:
English (angielski)
Po co mi nogi, kiedy mam skrzydła.
-napisała Frida Kahlo w swoim dzienniku. Jako dziecko zachorowała na polio. Potem uległa poważnemu wypadkowi autobusowemu. Komplikacje spowodowały, że musiała mieć amputowaną nogę poniżej kolana. Jednak nic jej nie powstrzymało, by żyć po swojemu i stać się największą meksykańską artystką.
Dziś w nocy jestem Fridą. Papugi Amazonki – wielobarwne buntowniczki są obok mnie. Płynę jak rzeka Araguaia w samym środku samby.
Dziś w nocy chcę być Fridą. Czaple na mojej sukience wznoszą dzioby ponad zmrok. Lśnią pomarańczowe helikonie. Choć wewnątrz mnie kruszy się kolumna.
Dziś w nocy odłamki ranią. Mogłabym więc zamknąć drzwi. Ale wyruszam przez miasto. Deszcz nie obciąży mi skrzydeł.
O Fridzie Kahlo przypomina mi zawsze moja przyjaciółka, która co roku wyprawia swoje urodziny w stylu meksykańskiego karnawału. A portret Fridy wiesza w centralnym miejscu.
Angela zawsze ciągnie mnie w stronę kolorów i tańca. Choć czasami ociągam się, bo a to leje deszcz, a to czuję się zmęczona, czy smutna. Jednak, gdy porzucę lęki, czarne myśli i się odważę, staję się Fridą. I nagle zamawiam nietuzinkową sukienkę w kolorowym polskim sklepie Medicine, bo tam można jeszcze znaleźć artystyczne wielobarwne i terapeutyczne ubrania.
Kiedy poszukiwałam specjalnego prezentu dla mojej przyjaciółki, odkryłam w północnym Dublinie Casa Mexico. To galeria sztuki, sklepik i mała kawiarenka jednocześnie. Prowadzi ją Meksykanka, która kiedyś pracowała w Muzeum Fridy Kahlo w stolicy Meksyku.

Robiąc mojemu mężowi kakao prosto z Meksyku i w stylu meksykańskim, czyli z cynamonem, chili, słodką śmietanka i cukrem, opowiada nam po hiszpańsku swoją historię. A ja znajduję wśród ręcznie robionych rzeczy kolczyki z sercem Fridy Kahlo.

Casa Mexico, to naprawdę wyjątkowe miejsce promujące w dość szarym północnym Dublinie, kulturę meksykańską. Choć lokal jest mały i wyglada niepozornie, odbywają się tam wystawy, a nawet warsztaty kulinarne. Można kupić ręcznie robiona biżuterię i inne rzeczy artystyczne albo spożywcze prosto z Meksyku. A czasami posłuchać na żywo tradycyjnej muzyki meksykańskiej.
Już kiedyś wspominałam na blogu, że bardzo cenie sobie różnorodność kultur pośród, której mogę na codzień żyć. Dzięki temu poznaje lepiej świat i niesamowitych ludzi. A tym samym przełamuje się, otwieram, wysłuchuje, zmieniam podejście, żeby pełniej żyć na naszej wspólnej planecie.
*Na początku wiersz “Skrzydła Fridy” Kahlo mojego autorstwa, który dedykuję Angeli.