Odkrywanie Lizbony

This post is also available in: English (angielski)

Do Lizbony pojechałam pod wrażeniem filmu Wima Wendersa “Lisbon Story” i cały ten klimat zastałam na miejscu.  Zza okien samolotu wyłoniło się błękitno-żółte miasto na wzgórzach i czerwony most Ponte 25 de Abril nad rzeką Tag (Tejo).

Prosto z lotniska pojechałam do Pensão Estrela d´Ouro, który okazał się mieszkaniem w starej kamienicy w dzielnicy Barrio Alto, a właścicielką babcia w fartuchu w kwiatki. Gdy uchylałam drewniane okiennice, do mojego pokoju wpadało tętniące aż do rana życie z małego placyku przy Largo Trindade Coelho. Na dole w księgarni codziennie dyżurował kot.

Po schodach

Każdego dnia zbiegałam schodami ulicy, zatrzymując się po drodze na kawę bica (bardzo mocne espresso) i Pastéis de NataPastelarias, czyli piekarniach-ciastkarniach, pachnących zwyczajnością, które pełniły także rolę barów. Schodkowa ulica prowadziła z Barrio Alto (Górnego Miasta) – dzielnicy restauracji i zabawy przez Chiado – rejonu najstarszych księgarni, modnych sklepów i kawiarni do Baixa (Dolnego Miasta) – tętniącego za dnia centrum, z przestrzennymi placami: Praça do Comércio, tuż nad Tagiem, Praça do Rossio czy Praça dos Restauradores.

Praça do Comércio

Alfama – najstarsza dzielnica Lizbony

Stamtąd już tylko dwie minuty drogi do Alfamy, zbudowanej na urwistych skałach. Ulice Alfamy to w zasadzie schody. Wiele budynków zaprojektowali tu muzułmanie. Ta niegdyś najbardziej okazała część miasta została mocno zniszczona przez trzęsienie ziemi, 255 lat temu (1775 r.).

Widok na Tag z Alfamy

Dziś Alfama, to wciąż dusza Lizbony, choć żyje własnym życiem. Pastelarias są jeszcze bardziej zwyczajne, tłoczne i szumiące rozmowami miejscowych. Tutaj można zjeść najtaniej i “najbardziej” po portugalsku. Drepcząc wąskimi uliczkami, spotykam starszą kobietę z wiklinowym koszem na głowie, która dziarsko przemierza brukowaną ulicę, po drodze dzieciaki biegną za piłką, grupka miejscowych stoi na rogu, artysta maluje fresk na drzwiach Taberna A Baiuca.  Nad tym wszystkim błękit i pranie wiszące pomiędzy oknami. Szeroki niczym morze Tag można tu kontemplować z góry. Przysiadam pod różowym kwiecistym drzewem, na skwerku przy ścianie ozdobionej azulejo. Wszędobylski głos tramwaju przeciska się przez kręte ruas.

Wędrując przez Alfamę trafiam do Muzeum Fado, gdzie w tle muzyki najwybitniejszej śpiewaczki fado Amálii Rodrigues podziwiałam zdjęcia, kolekcję gitar i płyt. Wieczorem kiedy wracam do mojej kamienicy, wdrapuję się znowu po schodach, wzdłuż których i na których restauracje rozstawiły stoliki przykryte barwnymi obrusami. Jedna z nich nazywa się Buenos Aires. Na schodach trzeba się przeciskać pomiędzy stolikami, nad którymi świecą lampki.

Nagle słyszę melancholijne FADO, które nuci starszy pan po wyjściu z baru. W restauracjach często odbywają się koncerty lub zdarza się, że ktoś zaśpiewa pieśń spontanicznie na ulicy. Fado zawsze sprawia, że zatrzymuję się w swoim sercu. Bairro Alto, tętni życiem do białego rana, nawet dzieciaki grają tu nocą w piłkę na placach. Mam wrażenie, obserwując również moją babcię z pensjonatu, że ta dzielnica i jej mieszkańcy w ogóle nie śpią.

Parque das Nações 

Drugiego dnia na stacji Baixa Chiado, wsiadam w metro i jadę na północno-wschodni kraniec Tagu, gdzie rozciąga się Parque das Nações (Park Narodów) – nowoczesny kompleks z futurystycznymi budynkami (wybudowany na wystawę Expo ’98). W pobliżu znajduje się także Oceanário de Lisboa(największe oceanarium w Europie). Oczywiście do niego wstępuję.

Nowoczesny kompleks-park to ulubione miejsce weekendowych spacerów Lizbończyków. W parku usytuowanym jakby na półwyspie posadzono piękne palmy, i różowo-kwieciste krzewy. Są też drewniane ławki w paski granatowo- żółte i granatowo-różowe. Najbardziej podoba mi się fontanna w kształcie stożka, także w paski. Nad parkiem kursuje kolejka linowa, z której można kontemplować rozległy Tag i najdłuższy w Europie most Vasco da Gamy, który wyłania się w oddali.

Wracam do Centrum metrem, a ktoś pyta mnie o drogę. Cieszę się więc , że wyglądam na miejscową.

Tramwajem, metrem albo windą

Lizbona, to magiczne miasto, stare i nowoczesne jednocześnie. Można ją przemierzać żółtymi tramwajami (os eléctricos lub pierwotnie zwanymi Americanos, gdyż takie same przemierzają San Francisco w Kalifornii) z drewnianymi ławkami w środku i wiecznie otwartymi oknami. Czasami jeszcze ktoś wskoczy w biegu do ruszającego z przystanku wagonika. Tramwaje w Lizbonie często wspinają się pod górę, na Calçada da Săo Francisco znajduje się najbardziej stromy podjazd tramwajowy na świecie.

Można też jeździć tramwajami nowoczesnymi z klimatyzacją, albo wsiąść w popularne metro. Choć niekiedy warto podjechać po prostu windą. To popularny środek transportu w górzystych miastach. Między Baixa a Bairro Alto kursuje stara winda – Elevador de Santa Justa, dziś głównie dla turystów (bardzo podobną windę spotkamy również w Salvadorze w Brazylii). Z tarasu widokowego nad wiszącymi na barierkach koszami pomarańczy rozpościera się panorama centrum miasta. W Lizbonie funkcjonują jeszcze 3 inne kolejki szynowo linowe, które jadą w górą i w dół wąskimi stromymi uliczkami: Elevador da Bica (nazywana też Ascensor da Bica), Elevador da Gloria – jeżdżący z Praça dos Restauradores do Bairro Alto oraz Elevador do Lavra – najstarsza i najbardziej stroma.

Baixa

Lizbona to miasto ciasnych uliczek, schodów, zaułków, ale również szerokich i zielonych alej jak Avenida da Liberdade, eskapad, licznych parków, skwerów, przestrzennych placów i budynków z drewnianymi okiennicami ozdobionych na elewacjach prostym azulejo.  W małym sklepiku z koralami spotykam emigrantkę z São Paulo i dowiaduje się, że wielu Brazylijczyków osiedliło się w Lizbonie. Kupuję brązowe korale, które wybrała mi sprzedawczyni i spaceruję dalej w Baxia, gdzie trafiam na lizbońskiego poetę Fernando Pessoę, którego portret ktoś namalował na ścianie kamienicy. Najbardziej znany pomnik Pessoi stoi naprzeciwko popularnej Café A Brasileira, do której poeta czasami zaglądał na drinka.

Na drugim brzegu

Najlepszy widok na panoramę Lizbony rozpościera się z drugiego brzegu Tagu. Warto więc popłynąć promem na południowy brzeg (zaskakująca cena, tylko kilkanaście centów za bilet), do miejscowości Cascilhas i zjeść obiad w lokalnym, tłocznym barze. Kelnerzy niosą tace z wielkimi homarami, ja zamawiam świeżego pieczonego dorsza (bacalhau fresco ao forno) i kieliszek czerwonego Porto (vinho do Porto), a na deser arroz doze – ryżowy rodzaj puddingu z cynamonem. Co zresztą zarekomendowała mi spotkana w restauracji para starszych Portugalczyków.

Lizbończycy kochają swoje miasto. Jeden z mieszkańców stojąc na brzegu w Cascilhas był zdziwiony dlaczego ja fotografuję prom, a nie piękną Lizbonę, którą on właśnie przyszedł kontemplować. Przeważnie mieszkańcy krajów nie lubią swoich stolic, bo są głośne, wielkie i ciągle w biegu. Z Lizboną jest inaczej, do niej się tęskni. Będąc Portugalczykiem, czy przybyszem z innego kraju, zawsze chce się tam wracać. Wim Wenders w filmie “Lisbon Story” dotknął moim zdaniem prawdziwej duszy tego miasta.

Haja o que houver Eu estou aqui Espero por ti

Cokolwiek się stanie, jestem tutaj, czekam na ciebie – śpiewa portugalski zespół Madredeus.

Zwiedzając Lizbonę warto wybrać się na wielki akwedukt, O aqueduto das Águas Livres, który przecina dolinę Alcantara (Vale de Alcântara). To tajemnicze miejsce i podobno niebezpieczne, czego nie ukrywał też Wim Wenders w swoim filmie. I jeszcze ogród botaniczny (Jardim Botânico) w dzielnicy Rato, inny od tych spotykanych w środkowej Europie. A potem przejść się Rua Barata Salgueiro jak Friedrich Monroe w “Lisbon Story”, na której znajduje się muzeum kina, Cinemateca Portuguesa – Museum do Cinema. Zaś dla szukających pamiątek muzycznych polecam FNAC (odpowiednik polskiego Empiku). Jeden znajduje się nieopodal stacji metra Baixa-Chiado. Ja kupiłam tam płytę Mafaldy Veigii. I koniecznie posmakujcie salada de polvo czyli sałatkę z ośmiornicy, która nie zachęca szarym wyglądem pokrojonych macek, więc jej nie spróbowałam, ale potem moja znajoma Portugalka powiedziała mi, że straciłam dużo, bo to jest po prostu pyszne! Innym razem spróbuję, bo wrócę do Lizbony na pewno. Tęsknię za nią bardzo.

Artykuł ten napisałam w 2010. Mój Spacer po Lizbonie został opublikowany na portalu: portugalski.org. Kilka lat później wybrałam się do Porto, a później znów do Lizbony. Marzę, aby tam wracać jeszcze nie raz.

Mam nadzieję, że dzięki temu postowi zabrałam Was do pięknej stolicy Portugalii. A jeśli zamierzacie tam pojechać, to przydadzą się Wam zamieszczone w tekście informacje.

(Visited 235 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *