Sushi w deszczu

This post is also available in: English (angielski)

Deszcz kapie na zielone liście wawrzynu w moim ogrodzie. Przy bramie spotykam japońskie sąsiadki, które niosą wielkie worki ryżu. Wymieniamy się rodzajami sosu sojowego, bo dziś robię sushi.

“Jasmine” – azjatycki sklep w Galway jest pełen tajemniczych produktów. Kupuję prażone wodorosty, czarny sezam, ale, ale, obok na półce stoi też sezam jasnozielony. Sprzedawca mówi mi, że jest obtoczony w wasabi. A ja nie mogę się nadziwić. Wybieram tradycyjny japoński ryż Haruka, bezglutenowy sos sojowy i oczywiście sproszkowany japoński chrzan.

Deszcz kapie z chmur. Nakrywam więc stół obrusem w kolorowe ryby. Robię to tylko na specjalne okazje. Stawiam biały lampion, który ma szybki ozdobione kwiatami wiśni. Ryż dusi się na małym ogniu przez 20 minut. Wychodzi bardzo lepki, więc doskonale się zwija w suchych wodorostach razem z łososiem, selerem naciowym i czarnym sezamem. Albo z krewetkami i awokado, lub czasem z drobno posiekaną rzodkiewką.

Oprócz sushi przyrządzam dwie sałatki w małych miseczkach. Jedna z zielonym selerem, papryką, sezamem, druga z rukolą pomidorami i migdałami. Wasabi zmieszane z wodą staje się szmaragdowe.

W końcu przychodzą przyjaciele, bo to dla nich ta uczta. Chwytamy sushi pałeczkami prosto z Chin. Obok naszych talerzy stoją drewniane kaczki mandarynki – symbol dobrych relacji. Kot zjada również kawałek prażonych wodorostów i przez cały wieczór wodzi nosem za ich zapachem. W zielonej butelce na stole towarzyszą nam liście skropione lipcowym deszczem.

Następnego dnia spotykam Japończyka, który sprzedaje domowe sushi na targu w Galway. I cieszę się, że Japonia może być trochę bliżej. Ale też, że mam obok wspaniałych przyjaciół.

(Visited 45 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *