Kolacja nad jeziorem Derg

This post is also available in: English (angielski)

Czasami przygoda rozpoczyna się późno i całkiem niespodziewanie, o 16.00 po południu, gdy leżysz markotny na sofie. I wtedy nagle chce ci się coś zjeść, ale tylko w jakimś pięknym miejscu, daleko stąd, może nad jeziorem Derg. Bo to 90 km od Galway, gdzie w życiu jeszcze nie byłeś.

Zamieniasz więc dresy na jeansy, pod szyją zawiązujesz kolorową apaszkę, wsiadasz do auta i jedziesz. Tylko kawałek autostradą w stronę Limerick. Wkrótce odbijasz na Scariff. A droga w hrabstwie Clare staje się kręta i puszyście zielona od paproci i drzew. Znam już wiele tras w Irlandii, ale ta na nowo mnie zauroczyła, bo okazała się cudownym zielonym tunelem z lasami, pagórkami i wysokimi żółtymi tulipanami po bokach.

Po półtorej godzinie jazdy wyłania się po prawej, błękitne jezioro Derg i wjeżdżamy do Killaloe, malowniczej wioski w hrabstwie Clare, która ma status dziedzictwa narodowego. Jednak, kiedy przekraczamy osiemnastowieczny most z trzynastoma łukami na rzece Shannon, lądujemy w równie magicznym, aczkolwiek innym miasteczku Ballina, położonym w hrabstwie Tipperary. Te dwie bliźniacze miejscowości wyglądają dosłownie jak jedno niewielkie miasteczko, choć leżą w osobnych regionach. A przedziwna opowieść o jeziorze Derg splata się z historią Briana Ború – Najwyższego Króla Irlandii i założyciela dynastii O’Brien, który poległ w bitwie pod Clontarf w 1014 roku.

Na jeziorze dryfuje mnóstwo łódek. Parkujemy auto nieopodal pola rumianków. Stamtąd możemy podziwiać tajemniczy most i lekko osnute mgłą wzgórza powyżej jeziora. Jednak najpierw musimy coś zjeść. Wybieramy Tuscany Bistro, z prawdziwym drzewem oliwkowym we wnętrzu. Tak pysznego i dosłownie idealnego jedzenia dawno nie próbowaliśmy. Ja zamówiłam boską lazanię wegetariańską, a Maciek dorsza z soczewicą i szparagami. Do tego otrzymaliśmy super sałatki z mnóstwem świeżych warzyw. Zaś na deser pożarliśmy fenomenalne Cannoli Sicilliani z kremem i pistacjami. Wymarzona restauracja na cudowną kolację!

Deszcz siąpi, tym razem przyjemnie i nie przeszkadza nam to, by przysiąść pod wielkim parasolem z reklamą piwa Moretti nad brzegiem jeziora, gdzie czujemy się jak za młodzieńczych lat – totalnie wolni i przepełnieni rzeczywistym momentem. Kiedy spacerujemy mostem, woda wznosi nad nami piosenkę Sussane Vegi, którą wykonuje akustycznie bard na tarasie pobliskiego pubu.

Jednym słowem Killaloe/Ballina to świetna miejscówka na wakacyjny wyjazd. Czekają tam kajaki i szlaki piesze tuż przy brzegu.

Jak często wystarczy po prostu ruszyć się z domu, aby kapryśny dzień zmienił się dziwnym trafem w piękne przeżycia? Odważajcie się na takie momenty. Tymczasem ja marzę o tym, by popływać w lśniącej, błękitnej wodzie, już niedługo. Jeśli do Irlandii zawita lato. 😉

(Visited 67 times, 1 visits today)

Leave A Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *