This post is also available in: English (angielski)
Jadę wreszcie pociągiem. Nie ważne, że tylko piętnaście minut, czuję ten sam zew przygody jak gdybym jechała do Dublina. Tymczasem wysiadam w Athenry – malutkiej miejscowości nieopodal Galway.
Na peronie spotykam Bronagh, również wolontariuszkę Galway2020. Będziemy dziś puszczać latawce z Hope it rains. Dziś nie pada, dzięki Bogu, ale wiatr jest jak zwykle. Kto bym tam widział Zachodnią Irlandię bez wiatru.
Trawiaste pole, na którym odbywa się wydarzenie, z mapy wydaje się być blisko stacji. Na wszelki wypadek włączamy GPS i krążymy prawie godzinę, bo Athenry, choć małe, to lubi plątać drogi. Zdarza mi się to po raz drugi. Po naprawdę długich poszukiwaniach dostrzegamy nasze pole i Fidelis, w pomarańczowej wiatrówce Wave Makera (wolontariusza), która choć jechała z Galway samochodem, miała podobne przygody jak my, nim znalazła miejsce wydarzenia.
Latawce – tego nam potrzeba
Olbrzymie, zielone pole jest pełne słońca i roześmianych dzieci, którym serca aż wyrywają się do puszczania latawców. Biegną pojedynczo albo parami i chwytają unikalne chwile wraz z wiatrem, który też lubi się bawić.
Dorośli też chcą polecieć w przestworza chwili. Jedna para zobaczyła nas z roweru.
Czy możemy się przyłączyć? Choć może nie wyglądamy, to nadal jesteśmy dziećmi.
Te niezwykłe obiekty latające stworzyła artystka Jeni Rody, która w zeszłym roku otworzyła Parasolowy Sierociniec i przyjęła pod swój dach 670 porzuconych parasoli. Dała im nowe życie szyjąc z nich latawce i obiekty latające, które wiedzą jak złapać wiatr.
Zrobiłam je, aby dać ludziom możliwość zabawy, szczególnie w dzisiejszym trudnym czasie. Uważam, że zabawa i relaks są nam bardzo potrzebne.
Oj, tak! Miałam okazję się przekonać, bo odważyłam się stać znowu dzieckiem. Podążając za instrukcją Jeni wypróbowałam gigantyczny latawiec.
Jeni zaprojektowała olbrzymi latawiec przypominający motyla. Pracowała nad nim miesiącami. Zanim powstał ten właściwy, zrobiła 25 innych. Bo niełatwo jest stworzyć obiekt latający. A co dopiero 4 metrowy gigant.
Jeny prowadzi mnie daleko na pole, rozkłada latawiec, ja trzymam linkę, z kołowrotkiem, a następnie ciągnę i kolorowy olbrzym unosi się w niebo. Czuję jego ciężar, mam go, biegnę i prowadzę wielokąt po niebie. To niesamowite uczucie. Czuję się jak heros. Nigdy wcześniej nie puszczałam latawców. Teraz doświadczam niesamowitej frajdy. Bronagh cyka zdjęcia. Słońce maluje blask na naszych twarzach.
Piękna sobota na trawie z wiatrem i latawcami. Ciekawy jest też latawiec stożkowy. Pierwszy raz widzę taki obiekt. Jakaś Pani stoi obok i puszcza latawiec mini i jednocześnie rozmawia z nami. Pasjonaci latawców. Chyba też się już do nich zaliczam.
A Wy puszczaliście kiedyś latawce?
Zdjęcia zrobiła Bronagh Kenny, prawa autorskie zastrzeżone.
Co sądzisz o tym poście? Cieszą mnie Wasze komentarze Drodzy Czytelnicy! Dziękuję!
Absolutnie wspaniała sytuacją. A latawce jak obiekty teatralne. Fantastyczne!
Nie miałam pojęcia, że latawce tak relaksują i rzeczywiście smakują trochę teatralnie, szczególnie ten olbrzymi motyl. 🙂 Uściski!