This post is also available in: English (angielski)
W niedzielny poranek robię jajecznicę ze świeżą bazylią i oliwą z oliwek. A pierwsza piosenka, którą słyszę to Yellow.
Spójrz na gwiazdy
Zobacz, jak świecą dla Ciebie
i oświetlają wszystko, co robisz
Coldplay “Yellow”
Ludzie, którzy pojawiają się w moim życiu, są jak gwiazdy i sprawiają, że strumienie światła oświetlają różne przestrzenie na mojej drodze. Starzy i nowi przyjaciele.
Sunmi – ma koszulę w żółto-brązową kratę. Jemy razem śniadanie w naszej nowej pracy i po długim czasie czuję, jak bardzo brakowało mi bycia razem z innymi w publicznej przestrzeni.
Liza siedzi na murku przed pubem The Crane. Ma na sobie karmelowo-złotą koszulę, ten sam uśmiech i entuzjazm, kiedy właśnie wjeżdżam rowerem na plac. Nie widziałyśmy się od dwóch lat. W międzyczasie Liza, która jest reżyserką nakręciła kilka filmów m.in York Witches Society.
Wokół starego żurawia na przyjemny placyku, który był kiedyś targowiskiem stoją stoliki, więc siadamy przy jednym z nich. Wspominamy wieczór poetycki naszego przyjaciela Trevora Conway, który kiedyś odbył się właśnie w barze The Crane oraz naszą trzyosobową grupę pisarką za którą wciąż tęsknimy. Czas zatrzymuje się w tym fajnym relaksującym zakątku Galway.
Yvonne idzie Sea Road przez galwayowski West End. Spotkałyśmy się niedawno w Castle Ellen House na jej wystawie zatytułowanej “Town & County”. Dziś umówiłyśmy się na wywiad. W przytulnej kawiarni Secret Garden zamawiamy ciasto migdałowe pełne owoców leśnych oraz herbatę “Long Life”. Dziewczyna w pomarańczowym fartuchu z namalowanymi kotami przynosi nam kwieciste dzbanki. Yvonne – współczesna irlandzka artystka została kolejną bohaterką mojej książki o kobietach, które działają z pasją. Wkrótce opublikuję o niej osobny artykuł. Tymczasem obie czujemy się świetnie w klimatycznym Sekretnym Ogrodzie, a obok nas w fotelu mruczy czarno-biały kot. Mogłybyśmy tak rozmawiać bez końca, ale Yvonne musi złapać pociąg do Athenry.
Ja jednak zostaję jeszcze w kawiarni, bo za chwilę przyjdzie do mnie Michael, wujek Yvonne i właściciel Castle Ellen House, o którym niedawno pisałam na blogu. Przy okrągłym stole z witrażami Michael opowiada mi o starych mapach Galway i zauważa cudowną kamienną ścianę w kawiarnianym ogrodzie zrobioną ze skał Connemary. Kot tym razem wyleguje się na stole naprzeciwko, a za nami pachnie piękna różowa piwonia.
Wracam do domu, rozpromieniona słońcem, które świeci w każdej osobie jaką dziś spotkałam. Następnego dnia zjadam szarlotkę nad rzeką Corrib z moją przyjaciółką Agą. Kajaki suną po granatowej wodzie, a ja opowiadam jej o moim roziskrzonym początku jesieni.
Takich spotkań jest oczywiście więcej w moim życiu. Niektóre z nich odbywają się listownie i na poziomie serca, jak choćby coroczne połączenie z Ogólnopolskim Festiwalem Poetyckim Biała Lokomotywa, który ma miejsce w Łazieńcu.
To krótka refleksja po długim okresie nie blogowania. Ale ostatnio tak wiele rzeczy wydarzyło się u mnie i przecięło w jednym punkcie, że potrzebuję czasu na nazwanie tych wszystkich uczuć. Jednak w końcu o nich napiszę. Dziękuję za Waszą cierpliwość!
spotkania z miłymi innymi są równie ważne jak spotkania z samym sobą i dobrą literaturą, pozdrawiam 🙂
Rzecz jasna! Pozdrowienia rześko-jesienne.