Category Miejsca

Tea sugar a dream – Dziękuję Turcjo!

Ostatni świt w Turcji jest lawendowo-różowy. Budzi nas szum Morza Marmara, pierwsze łódki ruszają do Stambułu, sąsiedzi spotykają się na porannym pływaniu. Wychodzimy z pokoju na brzeg. Ulvi – nasz gospodarz z Efe Cafe przyszykował już tosty i czai w dzwonkowych szklankach. Zapala papierosa i opowiada nam o swojej codzienności w Silivri. Za chwilę żegnamy się po turecku: Güle güle i wyjeżdżamy z bramy ostrożnie, żeby nie potrącić kota, który myje się pod drzewem oliwnym na rogu ulicy.

Continue reading

Kolacja nad jeziorem Derg

Czasami przygoda rozpoczyna się późno i całkiem niespodziewanie, o 16.00 po południu, gdy leżysz markotny na sofie. I wtedy nagle chce ci się coś zjeść, ale tylko w jakimś pięknym miejscu, daleko stąd, może nad jeziorem Derg. Bo to 90 km od Galway, gdzie w życiu jeszcze nie byłeś.

Continue reading

Alicja w krainie Bunratty

Uwielbiam odkrywać fascynujące rzeczy w czymś, co wydaje mi się na pozór dobrze znane, albo przeciętne. Bywa, że mam o czymś lub o kimś jakieś wyobrażenie w głowie, albo nawet niechęć. Jednak życie burzy treściwe mury i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, albo za pomocą pierścienia Arabeli przenosi mnie do fantastycznego świata, choć to wciąż jest ten sam świat, który niby znam. Wtedy deszczowe krople niczym niebieskie szkiełka w kalejdoskopie układają się w sokratesową sentencję: Wiem, że nic nie wiem.

Continue reading

Życie jak zebra na przejściu dla pieszych

Słońce jest posępnym, nieogrzewany dyskiem – napisał irlandzki poeta Colm Keegan w swoim wierszu “January Train” (“Styczniowy Pociąg”). Bo matowy, bezdźwięczny, szary, ciężki, ponury, ospały – to słowa, którymi można by opisać styczeń w Irlandii. I ja już szykowałam tekst o ciemnych dniach i markotnym nastroju. Tymczasem wzeszło słońce i rozjaśniło nasz lokalny świat, choć nie na wszystkie dni. Jednak z pewnością rozsunęło ciężkie acz lekko podziurawione zasłony mojego serca.

Continue reading

Sztuka kropli deszczu w Limerick

Zamiast rozpakowywać pudła w naszym nowym salonie, jedziemy do Limerick, miasta nad rzeką Shannon, 85 km od Galway, które bardzo lubię. Deszcz pada coraz bardziej, ale mam parasolkę w barwne paski i komponuję się z limeryckimi, kolorowymi drzwiami w wiktoriańskich kamienicach. Na płocie „Parku Ludzi” (People’s Park) witają nas zdjęcia mieszkańców, a pod jesiennymi drzewami leżą pomalowane rzeźby koni.

Continue reading